The outer worlds - opinia


Pograłem kilkanaście godzin w „The outer worlds: spacer’s choice edition” i czas się tym podzielić. Gra raczej mnie nie przekonuje, abym przeszedł ją do końca, po prostu z jakiegoś powodu nie mogę się do niej zmusić, a granie na siłę nawet piłkarzom nie wychodzi. Nie oznacza to jednak, że gra jest zła. 

Gra jest brzydka i ładna jednocześnie. Nie do końca podoba mi się jej styl graficzny, szczególnie jeśli chodzi o obiekty widoczne z bliska. Jeśli chodzi zaś o krajobrazy widoczne z daleka i ogólne rozplanowanie przestrzeni, jestem nawet zadowolony z tego jak to się prezentuje. Udźwiękowienie jest w porządku, angielski dubbing nie kaleczy uszu, a polska lokalizacja kinowa jest jak krajobrazy w grze. Dobrze się to czyta.

Fabuły siłą rzeczy nie poznałem za wiele, lecz to, co widziałem, zapowiadało się nieźle. Jest sporo humoru, w sumie jest to główny i najmocniejszy punkt narracji. Mamy tutaj też sporo wyborów, nawet w zadaniach pobocznych. Praktycznie każdy quest możemy przejść na kilka sposobów. Będzie to zależne nie tylko od klasy naszej postaci, atrybutów, ale i podejścia. Możemy strzelać do wszystkiego co się rusza, zastraszać, kłamać lub próbować się z każdym przyjaźnić. Do wyboru, do koloru. Jeszcze więcej niż wyborów mamy też dialogów, postaci można wypytać o masę rzeczy i zebrać tym samym informacje nie tylko o nich, ale i o otaczającym nas świecie. Same postacie i zadania potrafią być mocno przerysowane oraz szydzić z ludzkich zachowań i słabości. Miód na moje ironiczne serce. 

W walce używałem przez 95% czasu broni dystansowej. Strzelanie jest zrobione bardzo przyjemnie, a sam wybór broni jest ogromny. Oręż oprócz podziału na daleki i bliski dystans dzieli się też ze względu na amunicję, której mamy trzy rodzaje. Wprowadza to sporą różnorodność, możliwość dopasowania buildu oraz dostosowania strategii, ponieważ każda broń może być skuteczna na innego przeciwnika. Sam ekwipunek również się zużywa, co zmusza nie tylko do napraw i zbieraniny, ale i czasami do jego zmiany (jakby to, że ma on poziomy, tego nie robiło). System rozwoju postaci jest dość rozbudowany, ale wydaje mi się, że opłaca się inwestować maksymalnie w kilka cech, ponieważ inaczej nie będziemy w stanie się ukierunkować i nie będziemy skuteczni na żadnym polu. Zacząłem to odczuwać już po tak krótkim czasie, więc zakładam, że później jest tylko gorzej.

W grze jest też sporo eksploracji. Jest bardzo pomocna, ułatwia niektóre zadania, inne w ogóle odkrywa, ale niezbędna była chyba tylko podczas jednej misji pobocznej, a miejsce i tak zostało dokładnie opisane. Bardzo szanuję takie podejście do czasu gracza (ekhem AC: Odyssey). Każde miejsce, do jakiego się udamy, możemy przebiec po łebkach, poznać główną fabułę i lecieć dalej, ale możemy też pozwiedzać, dowiedzieć się więcej oraz dopakować naszą postać. Każdy może grać jak chce.

Tutaj przejdę do największego atutu gry. Możemy grać jak nam się podoba. Optymalnie oczywiście jest skoncentrować się na kilku cechach i je maksować, ale nikt nie zabroni inaczej. Mnóstwo wyborów w zadaniach, dialogach oraz ekwipunku i eksploracji, każdy znajdzie tutaj coś dla siebie, każdy może przejść produkcję tak, jak mu się podoba. Sama gra nie narzuca nam tego, jak mamy to zrobić, a jedynie daje opcje. Ta gra robi świetnie to co powinna robić gra, daje nam wolność w podejmowaniu decyzji, pokazuje w większości ich konsekwencje (nie zawsze oczywiste) i daje przestrzeń do wyrażania siebie i dobrej zabawy. Jest to największa zaleta tej gry, ale i gier komputerowych w ogóle. 

Komentarze

Popularne posty

Rise of the Ronin - recenzja

Assassin’s creed: Odyssey - opinia

Jin Sakai - analiza