Teenage Mutant Ninja Turtles: Shredder’s Revenge - recenzja
„Teenage Mutant Ninja Turtles: Shredder’s Revenge” to gra z
gatunku beat’em up nawiązująca do serialu o żółwiach z końcówki lat 80.,
wykonana w stylu pixel art. Całość zajęła mi niecałe pięć godzin, chociaż da
się to przejść w około dwie i pół. Oprócz trybu fabularnego mamy tutaj też
tryby arcade i przetrwania. Ja zająłem się jednak tylko tym pierwszym. Tytuł
dostępny był ostatnio za darmo w ramach Amazon Prime, stwierdziłem więc, że
sprawdzę, czy jest on warty swej ceny. Spoiler: za darmo (no prawie) to uczciwa
cena.
Fabuła jest tutaj oczywiście bardzo prosta. Tytułowe żółwie
muszą zmierzyć się z kolejną intrygą Shreddera i Kranga. Po drodze pokonują również
innych dobrze znanych fanom serii przeciwników. Wszystko okraszone jest dawką
typowego dla marki humoru, choć uproszczonego na potrzeby tej produkcji. Są też
mini-misje poboczne polegające na odnalezieniu danej liczby rzeczy ukrytych na
kolejnych poziomach. Tutaj też zbyt wiele się nie dzieje, ale możemy napotkać
kilka dodatkowych postaci. Raczej nie ma tu za dużo do oceniania, to nie ten
element jest tutaj najważniejszy.
Chodzi tutaj o walkę. Mamy widok z boku, na mapie poruszamy
się głównie w lewo i prawo. Każdy z bohaterów ma zestaw ruchów podstawowych,
delikatnie różnią się jedynie siłą, szybkością i zasięgiem. Ten ostatni według
mnie robi największą różnicę. Do dyspozycji mamy atak podstawowy, unik, skok i
atak z powietrza oraz ataki specjalne. To właśnie one wyróżniają najbardziej
każdą postać. Grałem na średnim poziomie trudności i nie zdarzyło się, żebym
musiał przechodzić któryś poziom więcej niż dwa razy. Nie mówię tutaj
absolutnie, że gra nie stanowi wyzwania, bo stanowi, głównie zręcznościowe.
Dobrze wykonany unik to tutaj podstawa. Jeśli na to nie uważamy, możemy wpaść w
serię ataków, z której ciężko będzie się uwolnić. Kosztuje to sporo cennego
życia. Należy też uważać na wcześniej wspomnianą odległość. Precyzyjnie
wymierzonym atakiem możemy przerwać atak wroga. Skoro już o precyzji mowa, to
czasami ciężko jest ocenić, czy stoimy na dobrej wysokości. Nie raz zdarzyło
się, że biłem powietrze zamiast przeciwnika, a samych rodzajów przeciwników
mamy tutaj sporo. Większość z nich to reskin lub coś podobnego, ale w innej
formie. Nie ma jednak na co narzekać, bo każda taka iteracja wprowadza jakąś
zmianę. Do różnych przeciwników trzeba podejść inaczej, nawet najprostsza
szarża ma kilka wersji, przez co musimy być gotowi na różne zachowania. To samo
tyczy się bossów kończących każdy etap. Nawet jeśli jakaś postać się powtarza,
to walka i tak jest zupełnie inna niż poprzednia. Recykling przeciwników
zrobiony jest bardzo dobrze.
Jednak czy jest to wszystko satysfakcjonujące? Tak, ale też
i nie. Jak już mówiłem, gra stawia na zręczność. Jeśli nasz ruch jest
wyprowadzony idealnie, to gra sprawia dużą przyjemność. Przejście pomniejszego
etapu poziomu bez otrzymania obrażeń czy wyczyszczenie go umiejętnością
specjalną również jest satysfakcjonujące. Jednak można się tutaj też zirytować.
O ile pomniejsze błędy są normalne i nie powinny wywoływać takich odczuć, to
już wpadnięcie w wyżej wspomnianą serię ciosów potrafi rozsierdzić. Konkretne
kombinacje przeciwników czy walka z niektórymi bossami (w sumie to jednym, ale
bez spoilerów) też potrafi nieźle napsuć krwi. Chodzi głównie o wspomnianą już
precyzję pozycji na mapie, wpadnięcie w wir ciosów czy poszczególne
umiejętności przeciwników. Nie dzieje się to może na każdym etapie, część jest
też po prostu błędem gracza, ale się dzieje i wpływa na odczucia z rozgrywki.
Kolejnym takim elementem jest ładowanie umiejętności. Znowu mamy tutaj dwie
strony medalu. Są one bardzo satysfakcjonujące i nie raz ratowały z opresji,
czy też czyściły daną planszę za jednym zamachem. Ładujemy je serią ciosów. Za
pomocą serii nabijamy pasek umiejętności, który zużywa się podczas jej użycia.
Pełne paski tracimy dopiero po śmierci, niepełne zaś po otrzymaniu obrażeń.
Ciosów może nie jest potrzebne jakoś dużo, ale czasami potrafi sprawić to
problem, jeśli wybijemy się z rytmu. Wzmacnia to za to poczucie tego, że gra
jest jakkolwiek skillowa, i aby rzeczywiście ją sobie ułatwić atakiem
specjalnym to i tak musimy najpierw popisać się sami. Trochę mniej, ale jednak
lekko denerwujące były też dla mnie etapy na pojazdach. Na szczęście nie było
ich dużo i nie stanowiły też wyzwania nie do przejścia.
Stanowiły one urozmaicenie, których jest tu jak na tak
krótką grę sporo. Praktycznie każdy etap się czymś różni. Czy to wprowadza
nowego przeciwnika, czy walka z bossem jest kompletnie innym wyzwaniem niż
można się spodziewać. Na przykład przy co najmniej dwóch z nich trzeba najpierw
pokonać sługusów, aby zadać obrażenia właściwemu wrogowi. Lecz nawet tutaj te
walki się od siebie różnią, mimo pozornie podobnej mechaniki. Sprawia to, że
gra nie nudzi się aż tak szybko, a sam gracz staje przed nowymi wyzwaniami.
Tak samo jak umiejętności gracza, mamy tutaj też mikro
system rozwoju postaci. Mamy tutaj dziesięć poziomów mocy, dzięki którym nasza
postać dostaje kolejne ataki, zwiększa liczbę żyć czy też jego bazową ilość.
Wszystko oparte jest na liczbie pokonanych przeciwników, chociaż punkty można
zdobyć też z zadań pobocznych. Nie jest to jednak konieczne, aby nabić
najwyższy poziom. Tutaj mam małą poradę, dzięki zadaniom pobocznym lepiej jest
levelować drugą postać. Jeśli chcemy sprawdzić więcej niż jednego bohatera, to
jest to najszybsza opcja. Wystarczy zmienić bohatera w menu i to nim oddać
questa. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby w środku zabawy zmienić
bohatera na innego i grać dalej, ale im więcej bonusów, tym fajniejsza gra. Nie
są to może zmiany diametralne, ale zawsze jest to dodatkowe urozmaicenie oraz
większe uczucie potęgi. Jestem zadowolony, że do tak prostej w zasadzie gry
udało się upchać chociaż taki system rozwoju.
Audio pozostawia trochę do życzenia. O ile same teksty i
muzyka oddają ducha marki, to jakość dźwięku nie stoi na najwyższej półce. Piosenki
w tle brzmią może okej, ale reszta chyba ma imitować głośnik telewizora z lat
90. Graficznie jest już lepiej. W domyślnym trybie gra wygląda ładnie. Jeśli
chcemy cofnąć się w czasie (lub zgrać jakość obrazu z jakością muzyki) to są tu
też dostępne filtry CRT oraz VCR.
„Teenage Mutant Ninja turtles: Shredder’s Revenge” jest świetna
na zabicie czasu. Jednocześnie potrafi być wymagająca i satysfakcjonująca (jak
na swoje możliwości). Mimo tego, że potrafi ona zirytować, to poza precyzją
stania na mapie, większość tej irytacji to głównie kwestia poprawy umiejętności
bądź lepszego skupienia. Muszę też wspomnieć o sterowaniu. Ciężko jest
przesiąść się na domyślne, szczególnie jeśli ktoś jest przyzwyczajony do
obecnych standardów. Skok na Z i atak na X, a sterowanie za pomocą strzałek,
kto to zatwierdził? Proponuje od razu je zmienić, lub przesiąść się na pada, co
też sam uczyniłem. Gra zdecydowanie warta sprawdzenia, może nie za pełną cenę
(chociaż ta też nie jest ogromna), ale na promocji czy właśnie z Prime jak
najbardziej. Poziom trudności (a więc i potencjalnej frustracji) można
dostosować, a i ja sam, mimo że czasami puściłem coś niecenzuralnego, to
bawiłem się dobrze. Powodzenia na ulicach NYC, i niech Klan Stopy nie wchodzi
do was z buciorami!
Komentarze
Prześlij komentarz