Hellblade - opinia
Nie dałem rady ukończyć „Hellblade: Senua’s Sacrifice”. Chciałem to zrobić z powodu premiery części drugiej. Koncept wydawał się ciekawy, więc dałem mu szansę. Mianowicie mamy tutaj świat mitów nordyckich oraz główną bohaterkę cierpiącą na chorobę psychiczną. Gra jednak z czasem stawała się męcząca, mimo krótkiej fabuły ponad połowę przechodziłem na siłę. W części drugiej, w kontekście której ograniczyłem się do odczuć innych, sytuacja się powtarza. Porzuciłem więc swój pierwotny plan.
Zacznijmy jednak od plusów. Mimo że widać, że gra ma już kilka lat, to grafika nadal trzyma przyzwoity poziom. Według mnie dobrze oddaje klimat całości, po prostu pasuje. Lokacje są korytarzowe i twórcom udało się to wykorzystać. Zbliżenia na twarz głównej bohaterki poziomem wykonania mimiki wywoływały u mnie niepokój, ale tak miało być, więc wielkie brawa. Nie jest to oczywiście poziom aktualnych gier, a w szczególności pięknej dwójki, ale broni się nieźle. Jeśli chodzi o audio, to sytuacja jest podobna. Poziom jest dobry, głosy wyraźne, aktorzy także dobrze wiedzieli, co robią. Mrok i niepokój potęgują się, kiedy słyszymy wewnętrzne głosy, a ten „ciemności” został dobrany idealnie. Są to najmocniejsze punkty produkcji, jednak nawet tutaj muszę ponarzekać.
Do grafiki nie mam wielkich zastrzeżeń, mimo kilku lat na karku radzi sobie przyzwoicie. Nie wszystko natomiast było dla mnie czytelne. A to nie widziałem runy, a to brama iluzji nie załadowała tego, co powinna. W grze, w której zagadki polegają głównie na patrzeniu, nie powinno się to zdarzyć. Technicznie i klimatycznie do audio nie mogę się przyczepić, jest w porządku. Za to same głosy w głowie głównej bohaterki były irytujące. Dobrze oddawały niepokój, sprzeczne myśli targające Senuą, ale było ich za dużo, przytłaczały nie tylko protagonistkę, ale i mnie. Szepty powtarzające po kilka razy co mam robić stawały się wręcz irytujące. Jak na tak krótką grę trochę dziwię się, że do tego doszło. Choć z drugiej strony ten dźwięk denerwuje bardzo szybko. Jednak mogę dorzucić jeszcze mały plusik za użycie tych głosów jako ostrzegacza w walce.
W grze istnieje też znajdźka. O ile sam pomysł jest fajny, możemy dowiedzieć się czegoś więcej o mitologii oraz posłuchać historii pobocznych, to jedna rzecz stanowi drobny minus. Mianowicie w grze pełnej bóstw i magicznych sztuczek musimy stać dość blisko totemu, aby słuchać tychże pobocznych opowieści. Może się czepiam, ale przyjemniej szłoby się przez fabułę mogąc słuchać totemu w ruchu, zamiast być ciągle pod ostrzałem szeptów.
W „Hellblade” poza totemami mamy też zagadki i walkę. Te pierwsze mają ciekawe koncepty, ale tylko za pierwszym razem. Stanowią one, obok chodzenia, trzon rozgrywki. Urozmaicane jest to wszystko walką na cztery guziki. Ale po kolei, zacznę od zagadek. Sprawiają one za pierwszym razem dobre wrażenie. Normalnie elementy pojawiające się na początku są rozbudowywane w trakcie postępów w grze. Tutaj jednak mamy do czynienia z recyklingiem na całego. Zagadki polegające na znalezieniu runy i popatrzeniu na nią wyskakują co dwa kroki. Są one łączone z innymi elementami logicznymi, takimi jak bramy chowające i pokazujące nam dodatkowe rzeczy dookoła, lecz tutaj też mamy recykling, wiele się nie zmienia, a same zagadki poza momentami dla mnie nieczytelnymi nie były nawet wymagające. Jeśli przed samym finałem coś się zmienia, to niestety do niego nie dotarłem. Najgorsza jednak jest ich ilość. Zagadki wykonujemy seriami, zwykle kilka takich samych pod rząd w połączeniu z tym, że każdy etap się z tego składa, całość wyjątkowo potrafi wynudzić. Podkreślę tu znów, że to gra na zaledwie 7-8 godzin. Czasami zdarzają się inne czynności, jak na przykład zapalenie pochodni lub sekwencja z runami w biegu. Nic to jednak nie zmienia w odbiorze całości. Całość sprowadza się do popatrzenia we właściwe miejsce. Nawet jeśli dostajemy coś z początku nowego, to tylko pozory. Ustawienie mostu z jego ruin to zaledwie kolejny wariant zagadki z runą, a lustro do innego świata to tylko wariant bramy iluzji.
Dużą ilość chodzenia przerywaną zagadkami przeplata też czasami walka. Sprowadza się ona do czterech guzików: mocny i szybki atak, blok oraz unik. Możemy też użyć skupienia głównej bohaterki spowalniającego wrogów. No i to w sumie tyle. Na poziomie normalnym nie zginąłem ani razu (więc o rzekomych konsekwencjach śmierci też się nie wypowiem), a kiedy już zostałem powalony wystarczyło wcisnąć unik i już byłem w pełni sił. System walki jest płytki, nie porwał mnie ani też nie wymagał nic poza wciskaniem ataku. Czy był to spam atakiem szybkim, czy mocnym, nie miało żadnego znaczenia.
Gameplayowo gra nie kupiła mnie ani trochę, większość czasu chodzimy i rozwiązujemy zagadki. Jest to po prostu monotonne. Klimatycznie za to raczej pozytywnie. Poza lore i walką z bóstwami może nie doświadczymy tutaj klimatu nordyckiego, ale czuć z każdej strony motyw choroby psychicznej. Seuna nie jest zwykłą ugrzecznioną bohaterką. Widzimy jej zmagania ze sobą, poznajemy jej przeszłość i towarzyszymy w chęci odzyskania ukochanego za wszelką cenę. Jest gotowa zabijać i nie cofnie się przed niczym, żeby osiągnąć cel. Jest to postać z krwi i kości, z zaletami takimi jak zawziętość i jasno określony zamiar, któremu się poświęca. Nie szuka ona najprostszej drogi, lecz prze mimo wszystko ku niemu. Obserwujemy też to, co się dzieje w jej głowie. Niepewność, walka z samą sobą i ciemnością, która ją pochłania. Seuna ciągle pokonuje swoje lęki, walczy nie tylko ze sobą, ale i z przeszłością prześladującą ją na każdym kroku. Słyszymy też jej sprzeczne myśli. Mrok, niepokój oraz niepewność towarzyszą nam w praktycznie każdym momencie gry, należy się tutaj Ninja Theory wielki plus.
Gra ta, gdyby zmieniła swój model zagadek, byłaby świetnym serialem. Audiowizualnie oraz narracyjnie twórcy spisali się świetnie (samej fabuły nie oceniam, bo nie dotarłem do zakończenia). Jeśli chodzi o resztę, to za mało tutaj samej gry w grze. „Hellblade” to tytuł na raz - jeśli jesteście ciekawi tego za co grę można pochwalić i jesteście w stanie przeboleć monotonny gameplay. Z tego co zdążyłem się dowiedzieć, część druga jest jeszcze piękniejsza, ma jeszcze lepsze udźwiękowienie i popełnia te same błędy co poprzedniczka. Jest też krótsza, ale za to droższa, więc jeśli tak przeliczacie złotówki za zabawę to lepiej w nią zagrać z Gamepassa. Nie mogę polecić „Hellblade” jako gry samej w sobie, ponieważ gry jest tu mało, natomiast jako produkcję traktującą o chorobie i wewnętrznej walce polecić już mogę.
Komentarze
Prześlij komentarz