Anime "86" - recenzja



„86” to jedno z tych anime, dla których warto dać szanse „chińskim bajkom”. Choć oczywiście bajkami one nie są, a na pewno nie to wyżej wymienione. Po seansie dwóch dostępnych sezonów (warto brać pod uwagę polecajki z komentarzy) jestem zachwycony. Mimo że początek pierwszego sezonu nie był dla mnie jakiś wybitny, to przemogłem się i absolutnie nie żałuję. Tekst zawiera spojlery. Co prawda nie napisałem tutaj całej fabuły, lecz kilka ważnych rzeczy zdradziłem.

Pod kątem wizualnym jest solidnie, może nie do końca w moim stylu, ale naprawdę dobrze. Na wyróżnienie zasługują tutaj sceny walki. Są piękne, dynamiczne i bardzo dobrze animowane. Podobnie jest z kwestią muzyki. Openingi mnie nie porwały, były dobre, ale do mnie w pełni nie trafiły. Za to muzyka w scenach walki była absolutnie genialna, podkręcała całość, pasowała do dynamiki starć - mistrzostwo świata. Ale dość o kwestiach technicznych.

„86” opowiada o wojnie Republiki San Magnolii z Imperium Giad. Siły Imperium stanowią autonomiczne jednostki bojowe zwane Legionem, nie ma nad nimi żadnej kontroli. Republika również stworzyła swoje samodzielne wojska do walki z siłami republikańskimi. Dzięki temu straty w ludziach wynoszą całe 0. Nad siłami Republiki – Juggernautami – władzę sprawują Handlerzy. Wydają im rozkazy zdalnie podczas bitew poprzez połączenie z pilotami. Czyli jednak nie 0? W Juggernautach tak naprawdę znajdują się ludzie. Narażają swoje życie w „metalowych trumnach”.

Tutaj pojawia się pierwszy z tematów jakie porusza „86”, czyli prześladowanie i podziały rasowe. Alby, przedstawiciele republikańskiej szlachty, ,wiodą spokojne życie za murami, z dala od wojny. Dla nich poza prowadzeniem zdalnych operacji wojskowych nic się nie dzieje. Cała reszta zaś wysyłana jest na pewną śmierć w walce z Legionem. „Autonomiczność” maszyn bierze się z tego, że Coloraci nie są uznawani za ludzi. Nazywani są świniami, a skoro żadna Alba nie ginie, to „straty w ludziach wciąż wynoszą 0”. Z jednej strony widzimy pogardę ze strony Alb, z drugiej zaś nienawiść do ciemiężycieli. Piloci maszyn San Magnolii również nazywają Alby świniami, ale to już z zupełnie innych przyczyn. Większość z walczących po stronie Republiki ginie w krótkim czasie po rozpoczęciu służby, ci zaś, którzy przeżyją 5 lat, są wysyłani na „operację specjalną”. Jest to zwyczajna droga do śmierci na terytorium Legionu.  Należy w tym momencie też wspomnieć o handlerze jednostki Spearhead, do której należą główni bohaterowie. Major Vladilena „Lena” Milizé jest aktywistką próbującą zmienić los procesorów (pilotów). W pierwszym sezonie wuj uświadamia jej jednak, że jej walka jest tylko pozorna. Poprzez same słowa solidarności oraz codzienne rozmowy nie poprawia realnie ich sytuacji. Dopiero pod koniec sezonu pierwszego oraz w drugim (też dzięki interwencji wuja) zaczyna działać, faktycznie im pomagać oraz stara się nawet podążać drogą przez nich wytyczoną. Lena sprzeciwia się nawet zasadom panującym w wojsku. Udziela wsparcia skazanym na śmierć pilotom. W drugim sezonie widzimy też jej drogę wyżej wspomnianą ścieżką, a wcześniejponowne wejście procesorów do miasta (gdzie nawet w sytuacji zagrożenia niektórym się to nie podobało przez wzgląd rasowy). Czasami może wystarczyć ta jedna osoba postawiona w dobrym miejscu, aby chociaż część świata stała się trochę lepsza.

Czemu ciemiężeni członkowie oddziałów z 86 dystryktu wciąż walczą? Z jednej strony i tak są skazani na śmierć, nie mają wielkiego wyjścia. Nawet jeśli uciekną, to dookoła jest Legion, który ich zmiażdży. Z drugiej strony sami chcą walczyć. Jeden z powodów to walka za miejsce, w którym się urodzili. Choć paradoksalna wydaje się sytuacja walki za kraj, który traktuje cię jak gorszy sort człowieka. Więcej wydaje się mówić ich drugi powód. Mianowicie skoro i tak skazani są na śmierć, to chcą zginąć honorowo, w walce, oraz przede wszystkim wybrać w jaki sposób się to stanie. Wielu eighty-sixterów popełnia samobójstwo tuż przed pewną śmiercią z rąk Legionu (choć ma to też inne zastosowanie). Piloci czują, że chociaż w ten sposób nadal mogą jakoś o sobie stanowić. 

„86” opowiada też o utracie bliskich. Mierzy się z nią praktycznie każdy, kto ma styczność z wojną. Członkowie oddziału Spearhead również są dziesiątkowani. Należy tu dodać, że są to ludzie młodzi, nastolatki. Nawet jeśli zdążą się zakochać czy zawrzeć przyjaźnie, to mogą się nie doczekać rozwinięcia tych relacji. Są oni tego absolutnie świadomi, a mimo tego wciąż starają się żyć pod tym kątem normalnie. W czasie wolnym spędzają razem czas na wielu czynnościach czy zbliżających do siebie rozmowach, traktują się nawzajem jak wielką rodzinę. Rodzinę, z którą za chwilę mogą się żegnać, ale czasu z nią spędzoną nikt im nie odbierze. Może to być też sposób sprzeciwu wobec dyskryminacji ze strony Alb. Państwo ich nie zaakceptowało więc stworzyli własną rodzinę, gdzie akceptowany jest każdy. 

Ostatecznie jest to też opowieść o sensie życia. Shin Nouzen, znany także jako ponury żniwiarz, kilkukrotnie pytany jest o to, co zrobi po zakończeniu wojny. Nigdy jednak się nad tym nie zastanawiał, pole bitwy to jego naturalne środowisko. Ma na nim dwa zadania: jednego nie będę zdradzał, drugie zaś to uhonorowanie poległych przez zbieranie ich tabliczek do końca wojny. Kiedy osiąga pierwszy cel oraz może uwolnić się od drugiego (wojna w drugim sezonie się nie kończy) traci sens swoich działań. Podejmuje coraz ryzykowniejsze akcje podczas starć, twierdzi, że wcale nie chce umierać, ale jako jedyny z oddziału tak naprawdę nie żyje. Chodzi tu o brak celu czy własnych marzeń. Poza tymi wytyczonymi na polu bitwy nie zastanawiał się nad tym, co sam chciałby zrobić. Ostatecznie znajduje swój cel zastępczy dzięki pomocy przyjaciół. Wątek ten ma duży potencjał i mam nadzieję, że zostanie bardziej rozwinięty w kolejnych (oby powstały) sezonach.

„86” to anime solidne technicznie oraz z mocnym przesłaniem. Polecam każdemu, kto chce doświadczyć nie tylko akcji, ale i głębszych dialogów między postaciami. Tematy okołopolityczne i militarne siłą rzeczy też się tu przewijają. Kilka elementów nadprzyrodzonych również się pojawia. Miejscami jest to bardzo ciekawe połączenie tematyczne. Bitwy same w sobie prowadzone są tylko na mechy, lecz w wielu momentach kluczowe potrafią być moce specjalne, na których historia się nie opiera. Nie dodałem też, że akcja dzieje się w przyszłości (chociaż pewnie można to wywnioskować z ogólnego konceptu). Produkcja potrafi trzymać w napięciu, mocno wzruszyć i wywołać skok adrenaliny nie tylko scenami bitew (niech koniec drugiego sezonu sam obroni to twierdzenie). Z niecierpliwością czekam na informacje o ewentualnej kontynuacji, a wszystkich zaciekawionych zapraszam do oglądania.

Komentarze

Popularne posty

Rise of the Ronin - recenzja

Assassin’s creed: Odyssey - opinia

Jin Sakai - analiza