"Priest Simulator" - recenzja
Wampir Orlok zostaje wystrzelony z piekła za pomocą windy na powierzchnię Polski, a dokładnie do wioski San de Ville. Tam traci swoją klątwę, czyli supermoce, i żeby je odzyskać musi zacząć pełnić obowiązki księdza w tutejszej parafii. Czy jest już wystarczająco abstrakcyjnie? Otóż to nie koniec zalet tej gry. „Priest Simulator” zrobi Ci z mózgu kisiel o smaku Walaszka z domieszką „Świata według Kiepskich”, doda multum nawiązań do innych dzieł oraz wyśmieje nie tylko duchowe życie Polaków, ale po prostu Polaków.
Fabularnie nie jest to coś wybitnego. Główny bohater chce wrócić do piekła, gdzie będzie dalej mógł zdobywać chwałę i piąć się w rankingu popularności. Aby to osiągnąć musi iść na układ z księdzem Torpedo oraz innymi mieszkańcami wsi. Zadania sprowadzają się tutaj głównie do „idź, przynieś mi to, obij po drodze paru przeciwników, a ja zajmę się resztą”. Oczywiście prawie nic nigdy nie idzie zgodnie z planem i koło się zamyka. Siłą tej gry jest przede wszystkim warstwa narracyjna, jej humor oraz zapadający w pamięć mieszkańcy wioski.
W San de Ville toczy się wojna chrześcijanistów z szatanistami. Oczywiście my jako nowy ksiądz stajemy po stronie tych pierwszych. Tak jakby ktoś dał nam wybór. W czasie kiedy zwykli mieszkańcy nawzajem się mordują w imię (nie)wiary, te bardziej przedsiębiorcze NPC-e robią na tym biznes lub po prostu zbierają swoich zwolenników w innych celach. Świetny komentarz do rzeczywistości w ogóle. Ale „Priest Simulator” to komentarz głównie do tej naszej, polskiej rzeczywistości. Jest tu dużo nawiązań do popularnych u nas dzieł sztuki pokroju „Świata według Kiepskich”, czy żartów, których nie powstydziłby się sam Walaszek. Jednak niech to nikogo nie zwiedzie. Gra ma dużo do dodania od siebie. Z charakterystyczną dla siebie abstrakcją i braniem gracza z zaskoczenia komentuje patologie po obu stronach barykady. Wyśmiewa nie tylko te duchowe aspekty naszego życia, jak ksiądz, za którym wierni idą w ogień i nie przeszkadza im, że parafialne pieniądze przegrywa w kasynie. Po głowie dostają też ci niezaangażowani w spory, bo komu w naszym państwie nie zdarzyło się wyłudzić VAT-u? Mnie np. nie, ale jeśli komuś tak, to gra się z was śmieje XD. Żarty zwykle są udane, polegają na ulubionych, wyrafinowanych taktykach, które bawią każdego Polaka. Przekleństwa, przemoc, brutalność. Absolutny peak kulturowy. Jednak dawka absurdu, z jaką jest to wszystko zmieszane, pokazuje nie tylko to, że mam słabego dealera, ale też że twórcy mieli sporo talentu i przemyśleń na temat tego, co robią. Namiary na dostawców poproszę w wiadomości prywatnej. Puenty często nie da się łatwo przewidzieć, ale kiedy już uderzy jest trafiona i wywołuje myśl „faktycznie tak jest”. Sprawia to, że dość proste zadania można śledzić z pewnym zaciekawieniem, co tym razem przejedzie nam po zwojach mózgowych. Oczywiście jest też część żartów, które nie są niczym innym jak zwykłym obrażaniem bez większej finezji. Słyszymy je natomiast głównie w tle podczas eksploracji od NPC-ów robiących za tło, więc nie będę aż tak surowy. Ale ktoś mocno wierzący lub z mniejszą tolerancją mógłby się wzburzyć. Wspomnę tutaj też o głosach, a właściwie głosie tych postaci z tła. Dosłownie każda ma tego samego aktora. Jest to oczywiście zagrane dobrze i pasuje do wytworzonego świata, ale po czasie zaczyna męczyć.
Narracja i humor to, jak już wspominałem, główna siła tej gry, jeśli ktoś ma ją przejść, to głównie dla nich. Mechanicznie nie ma tutaj nic odkrywczego, chociaż broni do wyboru kilka jest, a i zręczność nie raz nam sprawdzą. Nie ma co się tutaj jednak rozpisywać, walka jest zrobiona poprawnie, momentami jest jej trochę za dużo, ale też da się ją zgrabnie wyminąć. Główny i w sumie jedyny błąd techniczny jaki wpadł mi w oko to rozsynchronizowane napisy w dialogach. Czasami postać mówi jedno, a wyświetla się coś innego. Ewentualnie słyszymy wypowiedź Orloka, a ustami porusza Torpedo. I to porusza tak, jakby go co najmniej opętało. Z plusów warto też wymienić ścieżkę dźwiękową oraz charyzmatyczne postacie, które na pewno zapadną każdemu w pamięć. Każda z nich ma swój charakterystyczny zestaw cech oraz stereotypów, które wyśmiewa. Napisane jest to bardzo dobrze i świetnie dopełnia świat wykreowany na potrzeby produkcji.
Czy ta gra mogłaby być po prostu filmem? Myślę, że wiele by na tym straciła. Elementy zręcznościowe oraz mnogość rozwiązań na wysadzenie czy przyłożenie kijem przeciwnikom dają sporo funu. Nie ma co się jednak nastawiać na wyzwanie rodem chociażby ze „Stellar Blade” – jest poprawnie, może trochę drewniano, ale za to bardzo pociesznie.
Myślałem nad tym tekstem jakiś czas i trochę nie widziałem sensu rozpisywać się dłużej o czymkolwiek innym, niż właśnie o warstwie humorystycznej. Bo tym właśnie jest ta gra, interaktywną makietą wypełnioną żartami. Elementy narracyjno-komediowe są tutaj zrobione zazwyczaj bardzo dobrze (jeśli do kogoś trafia taki humor), natomiast reszta najwyżej poprawnie. Wyłączając warstwę audio oczywiście. Grafiki samej w sobie nie ma się też co czepiać, jest klimatycznie i czytelnie. Z bolączek mogę jeszcze dodać przymus biegania po mapie w celu zrobienia konkretnej czynności (zmiana pory dnia, czy sklepy rozrzucone absolutnie wszędzie) oraz szybką podróż tylko w dwie lokacje. Mapa może nie jest zbyt duża, ale bieganie (czy też jeżdżenie maluchem) w tę i z powrotem po dłuższej chwili potrafi nudzić. Szczególnie w połączeniu z dziwnymi tekstami z otoczenia oraz przeciwnikami wybiegającymi z każdej szczeliny piekielnej powstałej na skutek przekrętów podatkowych w Polsce (czyli sporo).
Tak w skróconej wersji wygląda „Priest Simulator”. Dobry odmóżdżacz na kilka-kilkanaście godzin. Polecam każdemu, kto lubi takie klimaty albo chce pochwalić się znajomym, że zagrał w edgy gierkę. Ewentualnie jest to też gra dla tych, którzy nie są śmieszni, a chcą. Wtedy oprócz tego mogą wyjść na dziwaków. Pozycja ogrania warta, ale must-have’em bym tego nie nazwał. Osobiście niczego nie żałuję, ale przy tak przeciętnym gameplayu drugi raz mnie do tego nie namówi nawet papież.
Komentarze
Prześlij komentarz